Odcinki  

Balkon jakich wiele, czyli nieśmiertelna klasyka

25 kwietnia, 2018
dorota.s

25 kwietnia 2018 | autor: Dorota Szelągowska

Uwaga: ten artykuł zawiera linki afiliacyjne

Znacie mnie i wiecie, że balkony, tarasy, ogródki zawsze nazywam dodatkowym, zielonym pokojem, który uzupełnia nasze mieszkania i domy, ale większość ludzi traktuje wspomniane przestrzenie jako dodatkową szafę/składzik/ lub garaż dla rowerów na świeżym powietrzu. Dobra, nie będę się tu wybielać i przyznam, że i mi czasem zdarzało się wystawić coś na balkon czy taras „na chwilę” i zabrać to po 6 miesiącach 🙂 Więc tym bardziej ucieszyłam się, że mogę zrobić „zwykły” balkon. Tym samym, dziś w ramach zapowiadanego „tryptyku wiosennego” pomysł na klasyczny, prostokątny, spory, ale nieogromny balkon. Balkon jakich wiele, w bloku jakich wiele. Ten projekt to ukłon w stronę bezpiecznych, ale stylowych i uniwersalnych rozwiązań.

Historia zaczyna się klasycznie – Maria z mojego biura ponad dwa lata temu kupiła mieszkanie w nowym budownictwie. Zrobiła je ładnie i neutralnie. Generalnie niespecjalnie mam do czego się przyczepić, oczywiście poza balkonem 🙂  Dotychczas tych ponad 6 metrów kwadratowych stanowiło przechowalnię wszystkiego tego, co ludzie na balkonach zazwyczaj trzymają. Jeśli na waszych balkonach też brak tylko przysłowiowego dziada z babą, ten wpis jest dla was! (Szczęśliwych posiadaczy ogródków zapraszam po inspiracje do mnie. Niebawem na blogu będzie także coś dla właścicieli tarasów).

Co zastałam podczas pomiaru? Dwa komplety zapasowych płytek, mopa, drabinę zachlapaną klejem montażowym, zużyty wałek i kuwetę (bo przecież rok temu trzeba było przemalować jedną ścianę) oraz skrzynkę narzędziową – jak wszyscy dobrze wiemy, narzędzia najlepiej czują się w wilgoci :). Przypadkowy stół i równie przypadkowe krzesło plus jedną smutną pelargonię, która chyba miała siedzącemu obok niej użytkownikowi krzesła balkonowego, dać poczucie bliskości z naturą albo nawet egzotyki… Słowem masakra, a wiem że i tak posprzątano przed moim przyjściem. Na domiar złego słaba baza – brzydka glazura na podłodze, kolor elewacji niczym Lord Voldemort – nazwy jego lepiej nie wymawiać na głos oraz wieńczący wszystko daszek z pleksi marnej jakości, dający niechciany efekt szklarni. No cóż poradzę, że patrzeć na to nie mogłam.

Punktem wyjścia dla tego projektu była próba funkcjonalnego zaaranżowania przestrzeni, w tym przeniesienie strefy relaksu oraz odwrócenia uwagi od elementów, których decydując się na mieszkanie w bloku, zmienić nie możemy.

Balkon ma około 140 cm szerokości, co pozwoliło spokojnie ustawić zgrabne i wygodne meble. Koniecznie trzeba było także zakryć podłogę oraz rozplanować zieleń. Istotna okazała się również kwestia zadaszenia choć części powierzchni – balkon jest południowy, co sprawia, że potwornie się nagrzewa i trudno utrzymać na nim przy życiu jakiekolwiek rośliny. Pisałam, że balkon jest zadaszony, ale południowe słońce plus daszek z pleksi, sprawiają, że można tam kuć żelazo.

Zacznijmy od bazy, czyli podłogi, która dzieli długi, prawie 5 metrowy balkon na dwie strefy – ogrodową i salonową. W części ogrodowej położyłam sztuczną trawę dobrej jakości, natomiast drugą połowę pokryłam drewnianymi panelami zewnętrznymi. Dzięki takiemu rozwiązaniu balkon nieco się skrócił, ale również poszerzył. Trawa jest świetnym tłem dla roślin, natomiast na drewnianym podłożu ustawiłam meble – głównych bohaterów tej aranżacji.

Uznałam, że zastane okoliczności „podrasować” może zestaw PILARES z Castoramy. Dwa fotele i stolik z szarego, praktycznego technorattanu to połączenie nowoczesności i klasyki. Foteliki są niewielkie, co na balkonie ma kluczowe znaczenie, ale bardzo wygodne. Dodatkowo meble zaprojektowano w taki sposób, że na zimę można ustawić je jeden na drugim – bardzo fajny patent 🙂

Świetnym rozwiązaniem, które odkryłam przy okazji urządzania tego balkonu okazał się półparasol, czyli parasol posiadający tylko połowę „kapelusza”. Noga umieszczona jest w podstawie, którą można przysunąć bezpośrednio do ściany, dzięki czemu nie zajmuje dużo miejsca, a dodatkowo jest stabilna. Można też na niej zamontować LEDowe oświetlenie.

Aha! – światło to kolejny problem tego balkonu. W ciągu dnia tak zwania „lampa”, w nocy egipskie ciemności! Deweloper przyoszczędził na dodatkowym punkcie elektrycznym, a właściciele mieszkania zapomnieli o wypuszczeniu prądu na wewnątrz gdy wykańczali mieszkanie. Lampka podparasolowa daje mocne, jasne światło (świetnie sprawdza się do czytania, nawet późno w nocy), natomiast bardziej nastrojowe, relaksujące światło, można uzyskać dzięki lampkom solarnym umieszczonym w donicach (widać je na zdjęciach powyżej).

Kolejne ukłony w kierunku balkonowej klasyki to w tym projekcie wiklinowa mata nadająca nieco prywatności (moim zdaniem konieczna, jeśli mamy ażurowe barierki lub przezroczyste szkło). Od ciekawskich oczu możecie się też osłonić roślinami. Ja wybrałam matę, więc rośliny na balkonie Marii pełnią funkcję ozdobną. Pierwsze skrzypce grają tu nieśmiertelne pelargonie powieszone w podłużnych skrzynkach na całej długości barierki. W części ogrodowej balkonu pojawiły się także niezapominajki, różowa azalia, tuja, która jak wiadomo przetrwa wszytko oraz karłowata jabłoń – może w przyszłym roku obrodzi choć na małą szarlotkę? 🙂  Na zewnętrznym parapecie okna, które oddziela balkon od aneksu kuchennego, powstał zielnik, co do którego przetrwania nie mam obaw – właściciele lubią zarówno jeść, jak i gotować, więc jest szansa, że będą też pamietać po podlewaniu ziół 😉

Mam nadzieję, że Ci z was, którzy nadal na balkonach hodują głownie mopy i drabiny, znaleźli w tym projekcie inspiracje oraz motywację do zajęcia się swoimi gargamelami.

Za tydzień trzeci epizod ogorodowo-balkonowy, czyli taras Mojej Prawej Ręki – Mariki. Nie zaskoczę Was zapewnie jeśli zdradzę, że będzie bardziej nowocześnie i bardziej dizajnersko ;).

Uściski wiosenne!
Do.

Uwaga: ten artykuł zawiera linki afiliacyjne

O CZYM MYŚLISZ?

Dodaj komentarz

Podobne artykuły