Serce domu, czyli kolejna odsłona siedliska na Warmii
13 października 2015 | autor: Dorota Szelągowska
Mój azyl – stuletni dom na Warmii jest już praktycznie gotowy. Jestem szczęśliwa, bo spełniło się moje marzenia. Mam swoje miejsce – dom, w którym spędzam każdą wolną chwilę. Tu odzyskuję harmonię i czuję się najprościej dobrze. Kuchnia to najważniejsze pomieszczenie w każdej mojej prywatnej przestrzeni. Wiem, że powtarzałam to wielokrotnie, ale tak jest – to miejsce, które jest sercem domu, wyznacza i określa resztę przestrzeni. To punkt wyjścia.
Kuchnia i jadalnia powstały z dwóch niezależnych wnętrz. Wyburzyłam ściany, by cześć dzienna stała się przestronna i wygodna. We wcześniejszej koncepcji rozmieszczenia funkcjonalnego, w części jadalnej miał znajdować się kąt salonowy, a stół zaplanowany został w samej kuchni. Jednak już po przeprowadzeniu prac budowlanych, postanowiłam, że salon znajdować się będzie w drugiej części domu (kosztem jednej sypialni na dole), a całą otwartą przestrzeń zajmie kuchnia i cześć jadalno-wypoczynkowa. Dlaczego? Często odwiedzają mnie tu goście. W weekendy dom jest pełen przyjaciół, nierzadko z dziećmi. Dobrze, aby móc niezależnie w dwóch miejscach spędzać komfortowo czas. W salonie dzieci grają w planszówki, w kuchni dorośli próbują nalewek, które robiłam na zakończenie lata …;-)
Kuchnia z jadalnią jest przestronna i jasna. Zależało mi na wpuszczeniu światła i otwarciu przestrzeni. Podczas remontu wymieniłam okna, a przede wszystkim wróciłam do pierwotnego, myślę, że oryginalnego stanu. Zamiast jednego szerokiego okna wstawiłam dwa mniejsze. Ten zabieg zastosowałam w całej części parterowej domu.
Przede wszystkim jednak zlikwidowałam strop nad kuchnią. Dzięki temu powstała otwarta przestrzeń, dodatkowo doświetlona oknami dachowymi. Nie ukrywam, to była spora inwestycja – dach został dodatkowo docieplony, wszystkie deski zabezpieczone, a belki konstrukcyjne pozostały jako element nie tylko nośny, ale także dekoracyjny.
Centralnym miejscem części dziennej stały się schody inspirowane stylem angielskim i skandynawskim. Z ich połączenia Pan stolarz Zbyszek (bardzo mu dziękuję, bo idealnie odczytał wszelkie moje wskazówki) stworzył funkcjonalny i piękny akcent. Naprzeciwko schodów stanął kominek – zrobiony przez zduna, z otwartym paleniskiem i formą przypominjącą stare piece chlebowe. Kominek oddziela symbolicznie kuchnię od jadalni, a sam w sobie jest dodatkowym miejscem do odpoczynku.
Zabudowa kuchenna i większość dodatków pochodzi z IKEA. Wybrałam matowe fronty w kolorze mocnej szarości, bo dobrze kontrastują z betonem na posadce, rudością oryginalnych, starych cegieł oraz czernią sprzętów agd. Jak wiecie, dużo gotuję. Dodatkową powierzchnię blatu uzyskałam na mobilnej wyspie, która jest także miejscem do przechowywania garnków czy dużych misek. Przede wszystkim jednak pełni funkcję podręcznego stołu i świetnie sprawdza się przy piciu kawy i porannej prasówce.
W jadalni postanowiłam wprowadzić pastelowe kolory. Do prostego, rozkładanego stołu, dobrałam krzesła i ławę z surowego drewna. Kolekcja IVAR daje nam pole do popisu. Sama forma krzesła jest prosta – to dobry punkt wyjścia. Postanowiłam je spersonalizować. Pomalowałam na odcienie błękitu – część w całości, a część tylko nogi do 2/3 ich wysokości. Dodatkowo (co pokazywałam już jakiś na blogu: Sposób na ławę) prostą ławę przerobiłam na stylowe, wiejskie siedzisko.
Całość uzupełniłam dodatkami, o których mogłabym pisać wiele. Część z nich to pamiątki rodzinne, prezenty, drobiazgi przywiezione z podroży czy niezwykłe przedmioty znalezione podczas remontu chaty. To one sprawiają, że to wnętrze żyje, ma charakter i jest moje.
Ścisk
Do.