Sielanka i stary dom – czyli weekend na Warmii
19 sierpnia 2014 | autor: Dorota Szelągowska
W tym roku, moje wakacje głównie ograniczały się do wyrwanych siłą weekendów. Paszcza z której z taką zawziętością wyszarpywałam wolne dni, nazywa się „Dorota was urządzi!” i od września będzie emitowana na antenie TVN style.
Ten program pożarł też cały czas, który miałam przeznaczony na pisanie tutaj, na remont domu na Warmii który kupiliśmy z mężem w czerwcu, na spotkania z przyjaciółmi, gotowanie porządnych domowych obiadów, oraz wszelkie inne małe przyjemności. Ale muszę Wam powiedzieć, że naprawdę UWIELBIAM to co robię i mam ogromną satysfakcję z popełniania każdego kolejnego projektu. Nie mogę Wam jeszcze zdradzać efektów, choć korci mnie jak nie wiem co 🙂 Od września będę Wam za to mogła udostępnić na vlogoblogu materiały, które były robione dla Stylowego Magazynu, plus metamorfozę łazienki o którą prosicie w mailach. A dziś będzie o Śpiglówce, – sielankowym miejscu, które kilka lat temu zainspirowało nas do marzeń o własnym, wiejskim domu.
Uważni, rozpoznają na zdjęciach miejsce gdzie 5 lat temu zorganizowałam wesele w stodole 🙂
Abyście mogli sobie wizualizować autorkę – czyli mnie, kiedy to do Was piszę, załączam zdjęcie :
Ale od początku. Śpiglówka należy do Patrycji i Rafała. Patrycja jest fotografem i reżyserem, a przy okazji najbardziej kreatywną osobą, jaką znam . Patrycja wygląda tak:
A jak wygląda jej wiejski dom możecie zobaczyć na zdjęciach. Mam wrażenie, że to, co robi Patrycja, nie jest tylko urządzaniem wnętrz, ale kreowaniem momentów. Wiem, że brzmi to trochę pretensjonalnie, ale tu każdy kąt jest osobną aranżacją, scenografią do miłego wydarzenia, które potem zostanie uwiecznione na zdjęciu.
Stuletni dom w sezonie pełen jest gości. Czas upływa tu na gotowaniu zdrowego i kolorowego jedzenia, podżeraniu niezdrowego ukrytego w kredensach (tak, żeby dzieci nie widziały), piciu wina na tarasie, malowaniu w oborze, graniu w pingponga, jeździe konnej, wycieczkach do sąsiadów w celu obejrzenia dopiero co narodzonych -kurek, kaczek, kotków, bocianków, cielaczków, świnek (niepotrzebne skreślić) tudzież zabrania od nich wiejskich jajek na naleśniki lub biszkopt. Wieczorem rozpalane jest ognisko, albo, w przypadku deszczu, uruchamiane kino w stodole – gdzie za ekran służy wielkie prześcieradło.
RESET – pamięć miejska zostaje całkiem wykasowana i nawet po trzech dniach w takim miejscu, trudno wrócić do rzeczywistości.
Dlatego właśnie sama zapragnęłam mieć takie miejsce. Miejsce gdzie mogłabym gościć i świętować. Odciąć się od świata, który mam na co dzień i zanurzyć w sielankę. Oczywiście wymaga to dużo pracy – ale naprawdę jest warto.
Mam nadzieję, że już niedługo uraczę Was zdjęciami z postępu prac na naszym siedlisku ( oczywiście jest niedaleko stąd 🙂 Tymczasem zapraszam na podróż po letnim świecie Patrycji i Rafała.
PS Muszę jednak przyznać, że kiedy robi się chłodniej i wiatr zaczyna szaleć w ciemności to tęsknię za blaskiem ulic, światłem wylewającym się z kawiarni i rozświetlonymi oknami w miejskich domach. Więc chyba nie grozi mi emigracja na wieś w pełnym wymiarze godzin 🙂