Nalewka z czarnego bzu – czyli zapasy na zimę
22 września 2015 | autor: Dorota Szelągowska
Razem ze stuletnim domem na wsi, stałam się właścicielką półdzikiego sadu, który mimo suszy, obrodził pięknie. Śliwki węgierki, małe gruszki, jabłka, a przede wszystkim czarny bez. Jest tego tak dużo, że cały czas zastanawiam się, co z tym wszystkim zrobić. Obdarowałam przyjaciół, a Pani Małgosia w krótkich przerwach prac budowlanych, przerobiła kilogramy owoców na przetwory dla siebie i swojej rodziny. Teraz czas na mnie.
Marzę o tym, by znaleźć kilka dni i poświęcić je w całości na robienie nalewek, soków, kompotów, marmolady, dżemu, powideł czy innych cudów. Niestety, z jakichś zupełnie niezrozumiałych powodów, argument, że na wsi czeka na mnie 10 kg owoców bzu, kilka koszy jabłek i niezliczona ilość śliwek węgierek, nie jest wystarczający bym mogła choć na chwilę wyrwać się z pracy 🙂 Idąc na kompromis ze sobą, produkcją i niepocieszonymi owocami, swoje zapasy na zimę robię partami, na szybko, stawiając raczej na dodatki niż skomplikowany proces.
Do owoców zamkniętych w słoikach mam, jakkolwiek to brzmi, stosunek ambiwalentny. Z jednej strony koncepcja zapasów na zimę, w szczególności w domu na wsi, podoba mi się bardzo, z drugiej jednak konsystencja rozgotowanych lub bardziej wysmażonych owoców, kulinarnie nie zawsze mi odpowiada. Nie przepadam za ciastami z owocami, naprawdę, a powidła ze śliwek komponuję z pasztetem – tym najlepszym, czyli zrobionym przez Marię. Uwielbiam sok malinowy, jego smak, słodkość i niesamowity kolor. Zdecydowanie jednak, moimi faworytami są nalewki wszelkiej maści. I to nie dlatego, że mają w sobie alkohol… Naprawdę. Skupiam się na walorach smakowych i oczywiście leczniczych 🙂
Nalewka z czarnego bzu
Podstawowy składnik to bez. Najlepiej zebrany własnoręcznie, z zadowoleniem i dobrym nastawieniem. Podobno emocje mają wpływ na jakość i smak potraw przez nas przygotowanych. Nie wiem czy to prawda, ale na wszelki wypadek zabrałam się do pracy z pełnym uśmiechem.
Potrzebne będą:
-
owoce czarnego bzu
-
spirytus ( 1 litr na 1 kg owoców)
-
cukier
-
skórka z cytryny
-
goździki, cynamon
Bez należy obrać – to najtrudniejszy i najbardziej pracochłonnym element. Najlepiej użyć doi tego widelca i delikatnie „ściągać” owoce z łodyg.
Owoce należy dobrze umyć, przebrać, oczyścić z liści i innych dodatków. Wrzucić do garnka, dodać skórkę z cytryny, goździki, cynamon, spirytus i zagotować.
Teraz następuję etap, którego najbardziej nie lubię. Należy poczekać. Jestem niecierpliwa z natury, więc naprawdę nie jest to dla mnie łatwe. Zagotowane owoce zamykamy w słoiku i odstawiamy na 2 tygodnie. Podobno tak trzeba. Nie zapominamy jednak o tym, aby codziennie zamieszać owocową zawiesinę.
Po 2 tygodniach otwieramy słój i przecedzamy owoce – tak aby pozostał klarowny płyn. Dodajemy cukier rozpuszczony w wodzie, mieszamy i przelewy na butelek.
Chociaż na efekt trzeba było czekać długo, smak wszystko rekompensuje. Słodka, z lekkim aromatem cynamonu i goździków, w tle lekko cierpka. Jest idealna na jesienne przeziębienie – działa przeciwgorączkowo i wykrztuśnie. Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że jej lecznicze właściwości nie przydadzą się tej jesieni i pozostanie mi tylko cieszyć się jej wyjątkowym smakiem.
Do.